piątek, 3 kwietnia 2015

Okruchy dnia...

        Tyle się ostatnio dzieje w Domu pod Macierzankowym, że brakuje mi czasu, a przede wszystkim chęci na wszystko, co chciałabym robić, ba nawet na to, co powinnam już teraz zrobić. Mam wrażenie jakbym żyła w jakimś innym wymiarze, a moje życie toczyło się gdzieś obok mnie. Natłok spraw związanych z projektem i sytuacje, które się ostatnio zdarzyły, a może też przesilenie wiosenne, spowodowały chwilowy brak weny twórczej i spowolnienie działania. Ale jak to mówiła moja babcia: Po deszczu zawsze wychodzi słońce, tak więc odżyłam i działam dalej. O postępach w projekcie napiszę innym razem, bo dzisiaj chciałabym się z Wami podzielić czymś innym. Czymś, na czym złapałam się kilkanaście dni temu i od tej pory staram się to robić codziennie - łapię okruchy dnia.......
           Kiedy zrobiło się ciepło, wszystkie prace z Domu przenieśliśmy na teren ogrodu i podwórka. Już nie mogliśmy się doczekać sprzyjającej aury, bo dookoła też jest bardzo wiele do zrobienia. Każdy więc rozpierzchł się po gospodarstwie w poszukiwaniu zajęcia. Ja z wielką ochotą porzuciłam kilkugodzinne siedzenie przed komputerem na rzecz wycinania zbędnych krzewów w ogrodzie. A że pracę fizyczną lubię, z wielkim zacięciem chwyciłam piłę ręczną  (mój P. w trosce o moje bezpieczeństwo odmówił mi użyczenia piły łańcuchowej :)) Zniknęłam więc w tym ogrodzie na kilka ładnych godzin. Plan zrealizowałam z pięknym bąblem na dłoni, bo czasami krzaczyska stawiały opór i piłę trzeba było mocniej chwycić i więcej siły włożyć w piłowanie. Ale nic to, do wesela się zagoi. Nie takie rany się lizało! :) Kiedy skończyłam, usiadłam na powalonym pniu przed domem, żeby odpocząć...... Słońce rozświetlało wszystko dookoła....... Poczułam jego ciepło na twarzy...... wystawiłam ją w jego kierunku....... Ach, bierz mnie słoneczko! Wokoło panowała cisza, przerywana jedynie przez meczące kozy, radosny śmiech mojego synka bawiącego się z Zarą, śpiew ptaków. Rozejrzałam się...... Kozy pogryzały sobie trawę, łapiąc, jak ja wiosenne słońce, młode brykały wokół nich....... Zara z Wojtusiem ganiali się po górce piachu. Psina odbiegała co chwilę na bok, wytarzać się w trawie, by po chwili znowu ganiać za Nim. Mój P. parę razy przewinął się przez podwórko, rzucając mi uśmiech i swe spojrzenie....... A ja poczułam się cudownie patrząc na to widowisko, tylko dla mnie....... Poczułam ogromne szczęście, że jest mi dane uczestniczyć w tym.......
Nazwałam te chwile okruchami dnia, ponieważ często są one ulotne, zdarza się, że są niewidoczne, albo tak krótkie, że nie dostrzegamy ich w nawale obowiązków i zdarzeń........ Myślę, że warto, bo dzięki takim chwilom możemy poczuć się kimś wyjątkowym...... częścią swojej Rodziny.......  


 

Ja zbieram te okruchy każdego dnia i tkam z nich moje życie......

A Ty masz swoje okruchy dnia?
Czym dla Ciebie są?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.