środa, 28 stycznia 2015

Zimą też kwitną jabłonie.....

                                                  Dlaczego zimą o jabłoni?
       Trochę dlatego, że już zaczynam planować założenie ogrodu....... warzywnego.... kwiatowego..... no i sadu oczywiście. Trochę dlatego, że kwitnąca jabłoń jest jednym z moich ulubionych drzew. I po trosze też dlatego, że pomimo iż jakiś czas temu wybiła północ, objadam się pyszną szarlotką i...... zatracam się w marzeniach...... i wracam wspomnieniami do dzieciństwa oraz upalnego lata i cudownie kolorowej jesieni w Domu pod Macierzankowym w ubiegłym roku.....
      Już jako dziecko marzyłam o spacerach wśród kwitnących jabłoni.... ja w zwiewnej sukience...... płatki kwiatów leniwie opadające na moje włosy.... pod stopami soczyście zielona trawa..... nad głową białe korony przysłaniające błękit nieba...... 


Wszystkie wakacje przez całe swoje dzieciństwo i wczesne lata młodości spędzałam na wsi u prababci Stefci lub cioci Zosi, siostry mojej babci. Tam byłam najszczęśliwsza. Razem z Gosią, córką cioci Zosi (pozdrawiam Was dziewczyny serdecznie), która notabene jest moją ciocią pół roku młodszą ode mnie :) wdrapywałyśmy się na największą jabłonkę w ogrodzie, rozsiadałyśmy się wygodnie i machając nogami, opychałyśmy się jej owocami. Przesiedziałyśmy i przegadałyśmy tam mnóstwo godzin..... To były czasy..... Wspominam je z rozrzewnieniem. 


         W naszym ogrodzie rosną trzy jabłonki. Wiekowe staruszki.... Każda z nich obdarza nas innym rodzajem jabłek. 


Ta tutaj rośnie po zachodniej stronie ogrodu, a jej jabłka są niesamowicie słodkie i soczyste. Zjadaliśmy je wprost zerwane z drzewa.




Jest ona też ulubionym miejscem harców Myńka i Pynka. Uwielbiają wdrapywać się na nią z rozbiegu i ganiać po gałęziach. Niestety wszystkie zdjęcia z tych kocich zabaw są niewyraźne.... 

Tutaj  Myniuś własnie zeskoczył z owej jabłonki
i spogląda na Pyniusia

Miło będzie latem wypoczywać w jej cieniu..... Już to widzę oczyma wyobraźni..... Mały okrągły stoliczek nakryty kwiecistym obrusikiem, spod niego wystaje biały, z koronkową falbaną, do ziemi..... na nim talerzyki, filiżanki, dzbanek z orzeźwiającą miętą, przed chwilą zerwaną z ogródka..... kwiaty w wazoniku.... krzesełka z białymi poduszkami......  rozsiadam się wygodnie..... koty leniwie rozkładają się u moich stóp..... wsłuchuję się w odgłosy przyrody..... sięgam po ulubioną książkę i...... zatracam się......

       Na zdjęciu poniżej, po jego prawej stronie jest jabłonka, która jest chyba najstarszą z nich wszystkich. Rośnie od południowej strony ogrodu. Jej konary są powyginane i splątane, a jabłuszka bardzo kruche i słodkie. Najczęściej wykorzystywałam je do przygotowania wątróbki i dżemu na szybko, kiedy dzieciom chciało się coś słodkiego do chleba.


A tutaj jabłonka jest po lewej stronie

       Ta natomiast, przy schodkach do ogrodu, moja ulubiona, rodzi owce dosyć kwaśne, ale doskonałe na kompot, który latem, w lipcowe upały wyjątkowo gasił nasze pragnienie. Wtedy też skrywaliśmy się w cieniu jej korony, przed prażącymi promieniami słońca. Siadałam na nagrzanym murku, dzieci bujały się na huśtawce zawieszonej na jednym z jej konarów i czerpałam niewyobrażalną radość i szczęście z tej chwili. Czułam, jakby czas się zatrzymał..... 



Wiosną jabłoń czarowała nasze oczy tysiącem kwiatów, które przy lekkim podmuchu wiatru, niczym płatki śniegu, opadały na ziemię...... 



Teraz wyobrażam sobie, że w ciepły wiosenny dzień leżę pod nią na wygodnym leżaku.... promyki słońca nieśmiało przebijają się przez kwiaty i soczyście zielone, młode listki..... delikatnie pieszczą moją twarz.....


 lekko przymrużam oczy i wsłuchuję się w radosny śpiew ptaków..... wokoło roztacza się cudownie delikatna woń kwiatów, która wabi niezliczone rzesze owadów, upajających się jej słodkim nektarem...... słyszę trzepot ich skrzydeł..... ciche bzyczenie, które miesza się z ptasimi trelami..... napawam się tym jedynym w swoim rodzaju koncertem..... koncertem natury..... tylko dla mnie..... Masz ochotę się przyłączyć? Zapraszam...... Wystarczy, że przymrużysz oczy.....

W marzeniach wszystko jest możliwe.... W moich jabłonie kwitną też zimą.... :)



sobota, 24 stycznia 2015

Czworonożni mieszkańcy Domu cz. 5 - kocie wędrówki

       Nie da się ukryć, Myniek i Pyniek, jak chyba wszystkie koty, to wędrownicy. Lubią zwiedzać i poznawać świat. 


Kiedy były malutkie ich wędrówki ograniczały się do niewielkiej części podwórka. Z czasem wyprawy stawały się coraz dłuższe, ale nigdy nie oddalały się same. Poznawały otoczenie chodząc po prostu za nami. 
Teraz, kiedy znają swój teren, poruszają się po nim z dużą swobodą.



Wiedzą, np. gdzie udać się na łowy. Stajnia, koźlarnia i stodoła już nie mają przed nimi żadnych tajemnic. Wiedzą też, przez którą dziurę tam wejść, kiedy zdarzy się, że drzwi okażą się zamknięte. Nie wiem jak, ale koty zawsze znajdą choćby małą szczelinę, przez którą zawsze się przecisną. 
       Latem, kiedy drzwi domu były otwarte na oścież, koty miały swobodę w opuszczaniu domowych pieleszy. Obecnie, kiedy chcą wyjść na dwór, siadają przed drzwiami w kuchni i miauczą. To taki nasz tajemny kod...... Miauuuu przed drzwiami - Wypuść mnie......


Po uchyleniu drzwi następuje moment, który uwielbiam. Siadają na kładce prowadzącej do domu i następuje chwila zastanowienia...... W którą by tu stronę...?  Dzieje się tak za każdym wyjściem. Czy to w dzień......


Czy w nocy......


No chyba, że na kładce stoją kozy, a robią to często, wtedy u kotów następuje gwałtowny w tył zwrot! i wracają do domu. Jakoś nie przepadają za sobą. Chociaż kociaki są bardzo nimi zainteresowane, kozy tego nie odwzajemniają. 
Powróćmy jednak do kocich wędrówek. Nie zdarzyło się jeszcze, żeby któryś sam wybrał się gdzieś dalej, ale za to bardzo chętnie chodzą ze mną na spacery o wschodzie słońca. 










Kiedy natomiast mają potrzebę powrotu do ciepełka, wskakują na parapet kuchennego okna i znowu miauczeniem dają znać, że oto właśnie wróciły...... Miauuuu... za oknem - Wpuście mnie do domu! :)







czwartek, 22 stycznia 2015

Jest takie wzgórze...

 Za siedmioma górami.... 
Za siedmioma lasami.... 
Za siedmioma rzekami......
I siedmioma morzami.....
Jest Macierzankowe Wzgórze,
piękna chatka u jego podnóża
Lecz o innym Wam opowiem,
za nim większe leży bowiem.
Droga na nie całkiem prosta:


Za stodołą widzisz łąkę, 
latem trawa ją porasta
Idziesz łąką lekko w górę....



Z lewej jest Macierzankowe,
nad nim delikatna chmura.....


Z prawej widok na Glebiska.
Słońce świeci Ci w oczyska......


Mijasz brzózki w tiulach białych,
które od zimy własnie dostały.....




Widok masz nie byle jaki......


Z tyłu droga - do wsi wiedzie....


Z przodu droga - ta do celu nas zawiedzie......


I znów jest Macierzankowe
Tu swe tyły pokazuje....


Idziesz dalej....
Jeszcze chwila.... jeszcze moment....


I już jest!!!!
Owe wzgórze się ukazuje.....


Jesteś bliżej....


Coraz bliżej.....


Wchodzisz na nie....
Ciągniesz z tyłu swoje sanie....


I już jesteś!!!
Szczyt zdobywasz
I w zachwycie się rozpływasz.......
Bo widoki są cudowne......
Wszystko ciche..... Tak klarowne......


Stoisz tak przez dłuższą chwilę....
W brzuchu czujesz już motyle....




Panem, panią jesteś świata
Będzie tak przez długie lata
Bo osiadasz tu na stałe,
miejsce na to doskonałe......







Jeszcze tylko zjazd na saniach.......


Radość nie do opisania......


Już wracamy prostą drogą,
lecz niektórzy iść nie mogą.
Odurzeni tą wyprawą
Zaraz się posilą strawą.....





Widać chatkę dobrych ludzi
Życie im się tu nie znudzi.



I wołają:
- Gościu drogi,
zapraszamy w nasze progi..... :)