środa, 27 maja 2015

Rozkwiecony maj

           Ech, maj....... Zachwyca feerią barw i kwiatów. Obezwładnia zapachem i muzyką. Tętni życiem i obiecuje nadejście lata. Taki właśnie był dla mnie ten miesiąc: rozkwiecony i pachnący....... w moim ogrodzie......

Wraz z nadejściem maja wiśnie jako pierwsze przyodziały swe białe sukienki. Drobne kwiatuszki utkały na nich misterne koronki, które niczym obłoczki na niebie, unosiły się ponad ziemią. Płatki kwiatów, niczym płatki śniegu, opadały delikatnie, strącane przez majowy wietrzyk. 




Lubiłam przez ich ażur spoglądać na zachodzące słońce.....


W różnych częściach ogrodu rośnie osiem starych poniemieckich wiśni. Pięknie rozweselają i rozjaśniają te zakątki. Moją ulubioną jest wiśnia, która rośnie od zachodu, za którą rozpościera się cudowny widok na pola, łąki, las i Macierzankowe Wzgórze, jeśli tylko stanie się z odpowiedniej strony.





A ta wiśnia rośnie tuż przy Domu, przy jego zachodnim narożniku. Tam będzie kiedyś moja pracownia. Będę miała piękny widok z jej okien...



Przy wjeżdzie na podwórko rosną krzewy, których nazwy nie znam. Są one bardzo gęste i cierniste. Latem i jesienią nie wyglądają zbyt atrakcyjnie. Część z nich wycięliśmy, odsłaniając brzozę i dęby. Wycięcie pozostałych planowaliśmy jesienią, jednak nigdy wcześniej nie widzieliśmy ich w białej, wiosennej szacie. Myślę, że obroniły się.... Dla mnie komponują się malowniczo...





Jeśli maj, to nie może zabraknąć niezapominajek. Kocham je za ich delikatność i ten obłędny błękit. Jest ich w ogrodzie na razie niewiele, ale są! i jest szansa na rozrośnięcie się ich do pożądanej ilości.  


Jabłonie...... Te to mnie naprawdę uwiodły...... Mmm....... Rozmarzyłam się na wspomnienie tych bladoróżowych, kuszących niezwykłą wonią kwiatów. O trzech jabłonkach, które rosną w ogrodzie już Wam pisałam TUTAJ. Pamiętacie, jak wtedy wyobrażałam sobie, że "w ciepły wiosenny dzień leżę pod nią na wygodnym leżaku.... promyki słońca nieśmiało przebijają się przez kwiaty i soczyście zielone, młode listki..... delikatnie pieszczą moją twarz..... lekko przymrużam oczy i wsłuchuję się w radosny śpiew ptaków..... wokoło roztacza się cudownie delikatna woń kwiatów, która wabi niezliczone rzesze owadów, upajających się jej słodkim nektarem...... słyszę trzepot ich skrzydeł..... ciche bzyczenie, które miesza się z ptasimi trelami..... napawam się tym jedynym w swoim rodzaju koncertem..... koncertem natury..... tylko dla mnie..... 
Było dokładnie tak, jak to sobie wymarzyłam, tylko intensywność doznań była silniejsza niż w moim marzeniu....... Ilekroć przechodziłam koło jabłoni, nie byłam w stanie im się oprzeć, dawałam się porwać cudnemu aromatowi ich kwiatów...... Czas się wtedy dla mnie zatrzymywał....... 







Niemal równocześnie zakwitła rajska jabłoń przy Domu od strony podwórka. Równie pięknie pachnąca z obłędnie różowym kwieciem. Ten kolor był najbardziej intensywny w moim majowym ogrodzie i najbardziej cieszył moje oczy. Już czekam, aż znów się obsypie kwieciem za rok.






Na pojawienie się tych kwiatów czekałam bardzo długo. Pierwsze listki wyłoniły się spod ziemi już w marcu, kwiaty natomiast po dwóch miesiącach. Warto jednak było czekać, by nacieszyć oczy tymi wesołymi kwiatkami i nasycić nozdrza ich cudownie słodką wonią.




No i wreszcie w połowie maja doczekałam się na kwitnienie jednych z moich ulubionych krzewów, bzów. W ogrodzie jest ich cztery. Jeden na jego tyłach, pod lipami, drugi mniej więcej po środku ogrodu, a dwa tuż przy Domu. Te są na tyle olbrzymie i po konarach widać, że bardzo stare, że prawdę mówiąc myśleliśmy o ich wycięciu, ponieważ zasłaniają cały widok na ogród z okien pokoju kominkowego i sypialni. No i z tarasu, który ma tu powstać. Jednak po tym, jak ich kwiaty w tym roku czarowały nas (bo mój P. również uległ temu czarowi), i wyglądem i wonią, zmieniliśmy zdanie. Ja ilekroć obok nich przechodziłam, przystawałam i zanurzałam twarz w fioletowych kwiatach i chłonęłam....... A kiedy pomyślałam, że mogłabym być tego pozbawiona, chociaż przez tych kilka tygodni w roku, kiedy bzy kwitną, zrobiło mi się przykro. Kusiciele sprytnie się obronili :)






Miałam napisać tylko o rozkwieconym maju w moim ogrodzie, ale pole rzepaku rozpościera się tuż przy naszym gospodarstwie i ten obłędny widok jawi się teraz codziennie przed moimi oczami tuż po przebudzeniu. Pojedyncze kwiaty są delikatne, ale cały żółty kobierzec wygląda naprawdę imponująco, więc nie mogłam go pominąć. I jeszcze ten zapach....... Słodki..... delikatny........ Wymieszany z aromatem bzów i narcyzów unosił się w bezwietrzne dni w powietrzu. To była iście odurzająca mieszanka, która otulała i pieściła zmysły...... Napawałam się nią pracując w ogrodzie, przy akompaniamencie trzepotu pszczelich skrzydeł.








Tak wyglądał rozkwiecony maj w moim ogrodzie...... Czarował kwieciem, obezwładniał zapachem, rozbrzmiewał owadami........ Żałuję jedynie, że był tak krótki, i że jest tylko raz do roku, ale może właśnie dlatego wzbudził we mnie taki zachwyt......... I już z utęsknieniem czekam na kolejny maj..... 
A Was urzekł maj w tym roku? 


sobota, 23 maja 2015

MARZENIA, PLANY, RZECZYWISTOŚĆ

Moje marzenia o ogrodzie już poznaliście...... (KLIK) Ogród w stylu wiejskim......
Ukwiecony, zarośnięty..... taki wyglądający na bardzo stary......
Pachnący i tętniący życiem......

W ubiegłym roku prawie tak wyglądał, tylko ponad metrowe chwasty trzeba zamienić pięknymi kwiatami, dosadzić kwitnące krzewy, wytyczyć nieregularne ścieżki, rozmieścić karmniki, poidełka dla ptaków i domki dla owadów. I stanie się ogrodem z moich marzeń.......


Jak to mówią, od marzeń się zaczyna, kolejnym krokiem jest ich realizacja. Mój ulubiony etap :) Żeby nie było, że nie lubię marzyć, wiecie przecież, że jestem niepoprawną marzycielką, ale uwielbiam te marzenia urzeczywistniać. A, że jestem niecierpliwa, nie mogłam się więc doczekać, kiedy rozpoczniemy prace w ogrodzie. Od lutego snułam plany, gdzie będą grządki kwiatowe, zakątek ziołowy, ogród warzywny. Sukcesywnie dokonywałam zakupu nasion warzyw, ziół i kwiatów. Planując nasadzenia, staram się jak najwięcej ocalić z tego, co od wielu lat już tam rośnie, a co pasuje do stylu country. Pozostaną więc staruteńkie wiśnie - jeszcze poniemieckie, trzy jabłonki, krzewy bzu i jaśminu, dzika róża, która obłędnie pachnie, chociaż w ubiegłym roku słabo kwitła oraz olbrzymie lipy, klony i dęby, które wyznaczają granice od południowo-zachodniej i zachodniej strony. W planach uwzględniłam również mini klomb kwiatowy założony przez Panią Danusię, poprzednią współwłaścicielkę. Rosną tam piwonie (u nas mówiło się peonie), floksy, hortensje, funkie i jakieś krzewy, których nazwy nie znam, a które latem obsypują się żółtymi drobnymi kwiatkami. Jest jeszcze spory krzak berberysu, z którym nie wiem, co począć, ponieważ jest na tyle duży, że zasłania jeden z krzewów bzu. Nie chciałabym się go jednak pozbywać, bo kwitnie i pachnie naprawdę cudnie, a z owoców można robić konfiturę, nalewkę i ma właściwości lecznicze. Jest on na naszej Liście Roślin, które chcielibyśmy mieć wokół domu. Taką Listę stworzyliśmy kilka lat temu, marząc o życiu na wsi. Skoro już jest, to szkoda mi go likwidować. Można by przesadzić w inne miejsce, tylko obawiam się, czy tak duży krzew się przyjmie? Czy jak go przytnę, to odbije i znów będzie taki okazały? Na razie więc go pozostawiam. Zapomniałabym o mirabelce, już trochę zdziczałej i nie owocującej, ale wczesną wiosną była radością dla moich oczu. Kiedy na pozostałych drzewach i krzewach dopiero pojawiały się pączki liści, ona była obsypana białym kwieciem, brzęcząca rojem pszczół. Tych odgłosów mogliście razem ze mną posłuchać w kwietniu (KLIK).


Zatem w marcu, jak tylko aura pozwoliła, wyruszyliśmy na podbój ogrodu. Dosłownie. Uzbrojeni w piły i sekatory. Najpierw pod tzw. nóż poszły krzaki, które kiedyś tworzyły osłonę przed wiatrem dla byłych właścicieli, wraz z okazałymi tujami, które jesienią wykopaliśmy i przekazaliśmy znajomym do ich ogrodu. Tym bardziej, że owo schronienie było na środku ogrodu, a mnie zależy na otwarciu przestrzeni. W owych krzakach skrywał się krzew forsycji (wcześniej niewidoczny), co mnie ucieszyło, bo forsycje bardzo lubię i ona również jest na wspomnianej wcześniej Liście Roślin. Trzeba tylko o nią zadbać, ponieważ nie mając przestrzeni życiowej, nie wyrosła zbyt okazałych rozmiarów.



Generalnie plan prac był taki: zbronujemy i zorzemy cały ogród, bym mogła go już zagospodarować. Już, jak dziecko klaskałam w rączki. Czekając jednak na zaprzyjażnionego sąsiada, który miał dokonać tego swoim ciągnikiem, postanowiliśmy przygotować Zakątek Ziołowy. Jestem przecież niecierpliwa :) Wymarzyłam go sobie na końcu ogrodu, w zakątku osłoniętym od wiatru przez graby z jednej strony i ligustr z dwóch stron. Najpierw dwa dni poświęciłam na formowanie tych krzewów w żywopłoty i porządkowanie terenu, a następnie mój P. zabrał się za skopanie ziemi. I wtedy dopadła nas rzeczywistość..... Cały ogród porastają chwasty - to wiedzieliśmy, ale że darń jest tak zbita i system korzeniowy owych chwastów pod nią jest tak gęsty, było dla nas dużym zaskoczeniem. Kiedy dodamy do tego jeszcze ciężką, gliniastą ziemię, już możecie sobie wyobrazić czym jest odzyskiwanie każdego kawałeczka ziemi. Tak, orką na ugorze. 






Jak widzicie, nie poddajemy się, ostudziło to jedynie naszą, moją niecierpliwość i już wiem, że mój wymarzony Ogród Kwiatowy będzie musiał poczekać na realizację. Priorytet mają warzywa, więc kiedy sąsiad przyjechał, poprosiliśmy tylko o zoranie miejsca pod Warzywnik, by jak najszybciej siać i sadzić. I tu, niestety spotkała nas kolejna niespodzianka. Okazało się bowiem, że zbronowane kępy trawy i perzu jest jeszcze trudniej wydobyć z gruntu niż te w Zakątku Ziołowym. Po dwóch dniach naprawdę katorżniczej pracy, już wiedzieliśmy, że całej powierzchni nie przygotujemy. I pomyśleć, że kiedyś ludzie tylko ręcznie uprawiali pola! Naprawdę nie jestem sobie w stanie tego wyobrazić. Na odzyskanym kawałku posadziliśmy ziemniaki i posialiśmy kukurydzę, do jedzenia dla kóz i towarzystwa dla ziemniaczków. Resztę, kawałeczek po kawałeczku będziemy pozyskiwać i przygotowywać pod siew na jesienny zbiór. A warzywa posiałam w Zakątku Ziołowym. Szału nie będzie z ilością i jakością, ale zawsze to coś. Co swoje warzywa, to swoje. 




Długi wpis i może trochę nudny, i bez pięknych zdjęć (obiecuję, poprawię się w następnym poście), 
ale taka jest teraz nasza rzeczywistość. Długa i żmudna praca czeka nas w tym ogrodzie, lecz jakże fascynująca zarazem. I choć rzeczywistość zweryfikowała nasze plany, to nadal mamy marzenie, marzenie o ogrodzie...... Musimy jedynie na nowo zaplanować jego realizację.Napiszę Wam jeszcze o Sadzie, na który pokusił się mój P., ale bez obaw, innym razem ;)

Pozdrawiam Was wiosennie z zalążka mojego ogrodu :)
I wybaczcie mi Najmilsi, dłuższe milczenie, ale sami widzicie, mam pełne ręce roboty. 

Dziękujemy Dominikowi za pomoc.
Mamy bardzo dobrych sąsiadów....... :)