niedziela, 3 maja 2015

ZACHWYT NA WYCIĄGNIĘCIE RĘKI

Nasza wyprawa odbyła się co prawda kilka dni temu, 
jednak nie było kiedy wrzucić jej na bloga. 
A że właśnie trwa majówka, czas wypadów za miasto, 
leniuchowania, pomyślałam, że będzie pasować jak ulał. 
Było tuż przed osiemnastą, kiedy spontanicznie podjęliśmy decyzję - 
idziemy w las. 
Ten las za Domem. 
Wystarczy przejść między polami zboża i rzepaku 
(jakaż ta zieleń jest cudowna!)
i już jest się w lesie.



Zarka z chłopakami przodem,
a ja oczywiście na końcu, bo aparatem co chwila pstryk, pstryk.
Głowa kręciła mi się wkoło, bo wszystko mnie zachwycało
i próbowałam uwiecznić to piękno w obiektywie.
Kiedy odwróciłam się do tyłu, by rzucić okiem na Dom,
okazało się, że Myniek i Pyniek ruszyli za nami.
To była ich pierwsza tak daleka wyprawa.
I tak sobie myślę, że chyba ostatnia......
Ale o tym za chwilę :)



Ich obecność oczywiście trochę spowolniła nasz spacer,
bo obawialiśmy się, że koty zginą.
Nigdy przecież nie odchodziły tak daleko.
Czy znalazłyby drogę powrotną?
Woleliśmy nie ryzykować.


Ja mogłam spokojnie oddać się swojej pasji..... :) 




Rzut okiem na Dom od strony lasu.....


Rzut na Macierzankowe Wzgórze......


Doszliśmy do lasu......

Zaczęło się całkiem niewinnie - maleńki strumyczek pośród drzew....
Postanowiliśmy pójść wzdłuż niego.



Brzeg, po którym szliśmy, nagle zrobił się stromy,
co zmusiło nas do wejścia na górę.
Nie chcieliśmy zmoczyć sobie nóg.


To, co ukazało się moim oczom, wprawiło mnie w zachwyt.
Ów niewinny strumyczek wił się w wąwozie niczym wstążeczka
po zielonym kobiercu, sprytnie omijając drzewa.





A kobierzec utkany był tysiącem śmiejących się zawilców....





I dzikie zakamarki skrywał ten las....




Wszystkimi zmysłami starałam się chłonąć to, co mnie otaczało.
Aparatem zachłannie robiłam zdjęcie za zdjęciem,
bojąc się, że coś mi umknie....
Zara, w swoim żywiole wesoło biegała po wodzie i lesie.....


Tylko koty, zdawały się nie zauważać niczego......
Co chwilę szukały miejsca, gdzie można by odpocząć.
Kocie łapki i dupki były baaardzo zmęczone :)
Dlatego wcześniej wspomniałam, 
że to chyba ich pierwsza i ostatnia wyprawa z nami.






My jeszcze wdrapaliśmy się na pagórek przy lesie,
mając nadzieję na piękne widoki......
I nie zawiedliśmy się :)




W drodze powrotnej Myniuś i Pyniuś powoli człapali się za nami :)


Zdążyliśmy jeszcze na zachód słońca......


To był mój zachwyt na wyciągnięcie ręki......
Tuż za Domem.....

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.