wtorek, 5 stycznia 2016

PLANY DIABLI WZIĘLI. CAŁE SZCZĘŚCIE!

         
        Czy mieliście w swoim życiu kiedyś taką sytuację, że bardzo czegoś pragnęliście, bardzo Wam na czymś zależało, ale niestety z różnych powodów, mimo usilnych starań, nie udało się tego dokonać? Odpuściliście więc, a po jakimś czasie, w pewnej sytuacji, doznaliście olśnienia i już wiecie, dlaczego stało się tak, a nie inaczej. Ba, nawet cieszycie się, że Wasze plany diabli wzięli. To dzisiaj ( a właściwie wczoraj, bo już grubo po północy) przytrafiło się nam........

     Pod koniec września pomyślałam sobie, że cudownie byłoby wyremontować do świąt pokój kominkowy. Do stanu surowego, rzecz jasna. Po najniższych kosztach, żeby chociaż zainstalować kominek. Może być niezabudowany, może nie być desek na podłodze, mogą nie być pomalowane ściany. Jest zrobiona wylewka, są wymienione okna (od ponad roku), wystarczy odciąć naszą przyszłą sypialnię, bo ziąb tam okrutny, i powalczyć z instalacją elektryczną i tynkami. Przewody są, elektryk jest pod ręką, ja w miarę swoich możliwości mogę zająć się skrobaniem tynków. Prawie trzy miesiące czasu, więc damy radę - pomyślałam. Bardzo uczepiłam się marzenia o świętach przy skaczących płomieniach w kominku........ rozświetlonej przy nim choince i.......... nami na stojącej obok kanapie........ Ech, marzenia......... 
        Nic z tych naszych planów nie wyszło. Mnie unieruchomiła rwa kulszowa, a mój P. całą energię i czas musiał poświęcić na przygotowanie nowych i remont już istniejących boksów dla naszych kóz w koziarniach. Te stare zaczęły się już sypać, bo kozę w okresie rui trudno powstrzymać, zwłaszcza z takim temperamentem, jak Sonia (trzy razy rozwaliła całą zagrodę). Poza tym, kiedy jesienią zaczęły się chłodne dni i noce, trzeba było je kwaterować w koziarniach i okazało się wtedy, że niektóre nie mogą ze sobą przebywać w jednym boksie. A musicie wiedzieć, że koza potrafi swoimi rogami rozpruć brzuch lub wymiona drugiej kozie. Jeśli kozy się nie lubią, to żadna nie odpuści. Do ostrych walk dochodziło między Sonią a Elą i między Elą a córką Sonii, Melą. Będąc kilkakrotnie świadkiem takich starć, oczyma wyobrażni widziałam lejącą się krew i konające zwierzę. Okropność......... 
      Nie było wyjścia, porzuciłam swoje marzenie o świętach przy kominku. Czy żałuję? Oczywiście, że nie. To tylko odwlecze się w czasie. Kto wie, może za rok się uda........  My mamy dach nad głową, dwa pokoje i jakoś się mieścimy. Zwierzęta w tym momencie były ważniejsze. 
Ale po co to wszystko piszę? Otóż dzisiaj okazało się, że właściwie bardzo dobrze się stało, że tego pokoju nie wyremontowaliśmy. Bo czy wyobrażacie sobie kozy w pokoju, nawet jeśli stoi tam tylko kominek, choinka i kanapa? Tak Kochani, w naszym pokoju kominkowym zamieszkała Ela ze swoją córeczką Tosią. O rany! właśnie sobie uświadomiłam, że w całym tym zamieszaniu przedświątecznym, a potem lenistwie poświątecznym nie pisałam Wam o niej jeszcze. Tosia przyszła na świat 18 grudnia, więc jest najmłodszą mieszkanką Domu. Jest cała bielutka, w przeciwieństwie do swojej mamy, ale to wyjaśnia nam kto jest jej ojcem i kiedy doszło do aktu. Zupełnie inaczej, niż przypuszczaliśmy. Kiedy zorientowaliśmy się, że Ela jest ciężarna, z obliczeń wychodziło nam, że kiedy trafiła do nas w lipcu, już była zakocona i sprawcą był Franek, a jednak okazało się, że to Felek już tu, na miejscu się postarał. 
Wracając jednak do tematu. W koziarniach, niestety jest tak zimno, że zamarza woda w wiaderkach do picia. Co dwie godziny biegałam dzisiaj (wczoraj) z ciepłą wodą, żeby chociaż trochę się rozgrzały. Kiedy weszłam do Eli, Tosia meczała wniebogłosy trzęsąc się jak galareta. Wzięłam ją więc na kolana, schowałam za kurtkę i usiadłam na słomie mocno tuląc do siebie. Głaskałam ją i nuciłam jakieś piosenki, leciutko się kiwając, aż usnęła. Była zziębnięta. Kiedy się rozgrzała, spostrzegłam, ze Ela cała się trzęsie. Zdjęłam więc z siebie kurtkę i zarzuciłam jej na plecy, związując rękawy pod klatką piersiową. Z wdzięczności przytuliła głowę do mojego brzucha. Czyż to nie są rozumne zwierzęta? Postałam jeszcze chwilę, pocierając jej ciało, żeby szybciej się rozgrzała, a potem pognałam do domu. Przypomniało mi się bowiem, że mój synek ma sweter, którego bardzo nie lubi, bo Go "gryzie" i właściwie wcale w nim nie chodzi. Byłby idealny na kubraczek dla Tośki - pomyślałam. Odcięłam dół, skróciłam rękawy, zwęziłam dekolt i obwód w pasie, coby kózce nie plątał się pod nogami. Założyłam nowej właścicielce. Ogrzeje ją na pewno. Z dolnej części sweterka zrobiłam Eli modny komin na szyję. To jednak nie wystarczyło, by mnie uspokoić. A co się stanie, jeśli z kubraczka się wyswobodzi, a Ela zrzuci z siebie kurtkę? Kozy z zimna, w najlepszym wypadku, mogą stracić mleko, a w najgorszym usnąć....... już na zawsze....... Nie mieliśmy wyjścia, musieliśmy wziąć je do Domu. Spośród wszystkich pomieszczeń nie ogrzewanych, pokój kominkowy jest najcieplejszy. Co prawda, na chwilę obecną, mamy w nim składzik drewna, bo kiedy zaczęliśmy palić w piecu, mój P. zwozi tu drewno na opał, żeby było pod dachem, w suchym miejscu i pod ręką, ale wygospodarowaliśmy kawałek podłogi. Legowisko wysypaliśmy słomą, daliśmy siano do jedzenia, ciepłą wodę do picia. Na Elę zarzuciłam stary koc, jak ponczo i mam nadzieję, że będzie im lepiej. Cieplej........ 





Przed chwilą zaglądałam do nich. Śpią wtulone w siebie........
Jakie to szczęście, że nie wyremontowaliśmy wtedy tego pokoju.
Tak chyba musiało być........

I w tajemnicy Wam powiem, że chyba do tej pory nie cieszyłam się, że coś nam się nie udało ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.