Kiedy w lipcu przywieźliśmy kozy, nie maiłam bladego pojęcia o ich zwyczajach, zachowaniu, o hodowli i pielęgnacji. Wszystkiego uczyłam się obserwując je, przebywając z nimi i korzystając z wiedzy, którą znalazłam w fachowej książce o hodowli zwierząt mojego P.
W naszym stadzie, bez wątpienia, przywódcą jest najstarsza koza, Sonia.
To ona decyduje, gdzie pasą się w ciągu dnia, kiedy wychodzą z koźlarni i kiedy do niej wracają. Zasada jest taka - gdzie Sonia, tam pozostałe kozy.
Sonia ma podobno 6 lat i jest spokojną, zrównoważoną kozą. Ma niesamowicie mądre spojrzenie, poprzez które nawiązuje dialog. Jej ulubionym zajęciem jest obserwowanie ludzi. Podczas, gdy inne kozy łapczywie pożerają roślinki, ona potrafi stać dłuższą chwilę bez ruchu, przyglądając się nam. Ja dosłownie wyczuwam jej wzrok na sobie. Hipnotyzerka jedna..... :) Kochana.... :)
Sonia jest niesamowitym pieszczochem :) Gdy tylko pojawię się na dworze, zaraz podchodzi i przytula się głową do mnie w oczekiwaniu na czułości. Tylko łeb przechyla na wszystkie strony, jakby prosiła: Więcej........ Jeszcze tu....... I jeszcze troszeczkę....... O tak, tu jest dobrze..... :)
Koziołek Feluś w stadzie ma niewiele do powiedzenia, bo to kozy w nim rządzą. Tak naprawdę kozioł jest potrzebny im tylko do powiększania stada i wcale nie musi z kozami przebywać na co dzień. Kozioł powinien być z dala od kóz, a w czasie rui powinno się kozy do niego zaprowadzać. Wiadomo po co :) Sutenerstwo, słowo daję! :) :) :) Kiedy więc kozy mają ruję, wtedy wytwarza on feromony, którymi je uwodzi, a które wpływają podobno na smak mleka. Mimo, że nasz Feluś, ze względów mieszkaniowych, przebywa z kozami cały czas, to smak mleka się nie zmienił, ale być może dlatego, że jest on młodym koziołkiem. Chociaż, powiem Wam szczerze, że mimo młodego wieku, to aromat jego feromonów jest naprawdę bardzo nieprzyjemny. Z daleka był wyczuwalny. Nie chcę nawet wyobrażać sobie zapachu starego kozła :) Bleee..... Dlatego podjęliśmy decyzję o domku dla Felka, gdzieś na niedalekim uboczu. Gdzieś poza zasięgiem naszego powonienia :)
Feluś jest stworzeniem zaczepnym i jak prawdziwy kozi facet lubi się sprawdzać. Zachodzi mi na przykład drogę, wystawia rogi i czeka na reakcję. Jeśli idę dalej śmiało, wymijając go lub odsuwając kozi łeb na bok, to niechętnie, ale odpuszcza. Pewnie taka próba sił, ale czy on nie widzi, że ja jestem kobietą? :)
Mela (skrót od Melanii) natomiast, to córka Sonii. Wiosną będzie miała dwa lata. Od momentu, kiedy przywieźliśmy Sonię, one trzymają się razem. I jeśli wcześniej nie widziałam podobieństwa między nimi, to teraz jest ono widoczne gołym okiem. Mela bardzo upodabnia się do matki. Spójrzcie.....
Melusia jest na razie naszą jedyną dojną kózką. Bo wiedzieć musicie, że kozy doi się dopiero gdy urodzą koźlątko. Przez kilka tygodni mama karmi go i jeśli chcemy pozyskiwać mleko dla siebie, to młode odstawiamy od cyca. Im dłużej koźlątko ssie, tym mniej mleka produkuje koza, bo potrzeby oseska są coraz mniejsze. Jak u ludzi :) Jeśli my przejmujemy cycuchy, laktacja utrzymuje się dalej. Potem od sierpnia do listopada kozy mają ruję i jeśli dojdzie do zapłodnienia, na dwa miesiące przed porodem, kozy się zasusza, czyli przestaje doić. Następnie rodzi się koźlątko.....I tak w kółko.......
Nasz Feluś próbował w tej gestii stanąć na wysokości zadania, ale wydaje mi się, że jest jeszcze zbyt młody i chyba niewiele zwojował.... :)
Pela (skrót od Pelagii) jest bliźniaczą siostrą Felusia i tak jak on jest najmłodszą kózką w naszej rodzinie. Ale co dziwne, to Pelcia jest na najniższym szczeblu w hierarchii stada. Jest przeganiana przez inne kozy, gdy dostają coś do jedzenia czy picia. Pozwalają jej podejść wtedy, gdy one zaspokoją głód, gdy przeważnie już nic nie zostaje. I pewnie dlatego jest przeze mnie trochę faworyzowana. Uwielbiam je wszystkie, ale Pelusi jest mi trochę żal, więc zawsze podsuwam jej jakiś smakołyk tak, żeby inne nie widziały. Nie ładnie! Powiecie. Wiem, ale tak już mam, staję w obronie pokrzywdzonego. Dla niej jest to z pewnością normalne, ale z mojego punktu widzenia, z punktu widzenia człowieka, to totalna dyskryminacja. I serce mi się kraje...... To Mela najbardziej jej dokucza, ale na szczęście Pela zaczęła się stawiać i też pokazuje różki :) nie godząc się na wszystko. I dobrze. Moja Peluchna.... Dzielna dziewczynka.....
Mówię Wam, książkę można by napisać...... Uwielbiam te nasze kózki....... Mogłabym je godzinami podpatrywać i opowiadać o nich........ Zostawię jednak coś na zaś....... :)
Pozdrawiam Was cieplutko, Kochani :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Uwaga: tylko uczestnik tego bloga może przesyłać komentarze.